Zapach domowego ciasta z kremem, makowca, sernika, czy biszkopta, to zapach dzieciństwa i wakacji u babci na wsi. Nikt tak, jak ona nie umiał piec tych smakołyków. Szczególnie w święta. Często przepisy na te frykasy przechodzą z pokolenia na pokolenia. Kiedyś tylko w pamięci babć i mam pozostawały. A teraz, w dobie internetu, każdy może sięgnąć po nie i spróbować swoich sił w kuchni.
Babcine może być serwowane po obiedzie niemal każdego dnia. Są jeszcze książki kucharskie, które oferują dania i wypieki na każdy dzień roku. No i jeszcze znani kucharze w telewizji uczą, jak gotować i piec. Ale zawsze te domowe sposoby są najlepsze. A jeśli do tego jajko, czy masło są zdrowe i ekologiczne, znaczy swojskie… A gdzie je można znaleźć? No na wsi przede wszystkim, u rzeczonej babci. Oczywiście można i znaleźć takie produkty (prosto od krowy, jak to powiadają) także i w mieście. Ale trzeba się ich naszukać na różnych straganach, czy giełdach ze zdrową żywnością. Jednak, jajko od chłopa, jak to dawniej mawiano, jest najlepsze. A takie jabłka, truskawki, porzeczki, czy maliny, to tylko z wiadomego źródła. Każdy takie ma, bo wszyscy przecież pochodzą ze wsi. I nie ma w tym nic zdrożnego, wręcz trzeba się tym chwalić, że się ma dojścia do tych ekologicznych delikatesów. Wspominania wielokroć babcia wysyłała wnusia do sadu, żeby zerwał kilka jabłek na kompot do obiadu. Albo po truskawki, bo dostała właśnie od sąsiadki świetne przepisy na desery, i z pół kilograma truskawek do nich potrzeba.
I wnusio biegł do sadu i ogrodu, choć po drodze kolegę z sąsiedztwa spotykał, i często bywało tak, że zanim z produktami wrócił do babci, to kilka godzin zejść mogło. Babcia skrzyczała delikwenta, ale i szybko zapominała, bo już obiad czas było podać. Cóż, wspomnienia, wspomnieniami, a dzisiaj piec i przygotowywać posiłki też trzeba. I radzić sobie bez babci i jej przepisów. Choć tego domowego zapachu żal.